poniedziałek, 17 października 2016

Anioły - jesteś taka jak my.

Od dziecka wiedziałam, że jestem inna. Widziałam różne dziwne rzeczy, które działy się wokół mnie, a których inni nie mogli dostrzec, często uważano mnie za wariatkę, psychiatrzy stawiali cały czas jedną diagnozę - schizofrenia, rodzina chciała mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, jedynie babcia zawsze mi wierzyła, zawsze stawała po mojej stronie, nigdy by im mnie nie oddała.
Z nią spędzałam najwięcej czasu, z domu wychodziłam tylko do szkoły, rówieśnicy uważali mnie za dziwadło, nigdy nie miałam przyjaciół. Była mi najbliższą osobą, nie chciałam tego zmieniać kochałam babcię ponad wszystko i wszystkich, kiedy spędzałam z nią czas opowiadała mi przeróżne historie, bajki, legendy o aniołach, uwielbiałam te opowiadania, wiedziałam, że dotyczą mnie. Babcia doskonale wiedziała, że je widzę, że czuję ich obecność, była taka jak ja. Opowiadała mi, o pięknej dziewczynie, ze skrzydłami, bladą cerą, mówiła, że jeśli kiedykolwiek ją zobaczę, mam robić dokładnie to o co mnie prosi.
  Miesiące mijały, babcia zachorowała, lekarze nie dawali żadnych nadziei. Wpadłam w głęboką depresję, bałam się tak bardzo. Całe dnie spędzałam przy jej łóżku, na szczęście były wakacje, nie dałabym rady się uczyć, nie wracałam na noc do domu, noce spędzałam na szpitalnych korytarzach, pielęgniarki mnie polubiły, rozumiały mnie, nie musiałam wracać do domu, a rodzina nie przejmowała się mną, nie chcieli mnie widzieć. Unikałam ich, oni mnie, w domu bywałam wtedy kiedy wiedziałam, że nikogo tam nie ma, wtedy przebierałam się, korzystałam z wolnej łazienki bez obaw, że ktoś skarci mnie za nieprzestrzeganie zasady, która dotyczyła czasu, kiedy mogłam z niej korzystać, dostawali szału kiedy tylko mnie zobaczyli. Kiedy babcia była w domu, zawsze pilnowała by nikt nie podniósł na mnie głosu, muszę zaznaczyć, że rodzice nie żyli, byli tacy jak ja i babcia, po ich śmierci wychowywała mnie ciotka, a raczej łaskawie "urządziła" mi pokój w piwnicy i pozwalała wychodzić tylko do pokoju babci. Mogłam przybywać u niej lub w swoim pokoju. Nienawidziłam ich, lecz ciotka szanowała babcię i nie ważyłaby się jej sprzeciwić, a ja nigdy nie poskarżyłam się babci, że ciotka tak bardzo źle mnie traktuje, choć po części staruszka zdawała sobie z tego sprawę, nigdy nie zwróciła uwagi ciotce, a ja nigdy się nie poskarżyłam.
  Pewnego dnia obudziłam się z poczuciem dziwnego lęku, już wtedy wiedziałam co się stało. Szybko pobiegłam do szpitala na oddział, w którym leżała babcia, nie było tam jej, jedna z pielęgniarek zauważając mnie, natychmiast do mnie podeszła, mocno przytuliła i powiedziała słowa, które zapamiętam do końca życia, które wstrząsnęły mną. "Babcia nie żyje." Wszystko zawirowało, to koniec, piekło się zacznie dopiero teraz, łzy spływały mi po policzkach, ból ogarną całą moją duszę, upadłam, płakałam, nic nie mogło mnie uspokoić, zawołano do mnie psychologa, który pracował w szpitalu, tłumaczył mi coś, mówił, nie słuchałam go, nikogo nie słuchałam, nic nie widziałam, czułam tylko ogromny strach i ból. Straciłam najważniejszą dla mnie osobę, nie mogłam się z tym pogodzić, przeklinałam cały świat, tych ludzi, wszystko. Krzyczałam i płakałam na przemian, a mój dar dostrzegania aniołów w tym momencie jakby się rozwinął, widziałam ich twarze, piękne blade twarze, uśmiechające się do mnie, wśród nich stała babcia, co prawda jej postać przypominała młodą kobietę, ale wiedziałam, że to ona. Śpiewała jakąś melodie, dopiero to mnie uspokoiło, zasnęłam, a może zemdlałam - sama nie wiem.
 Obudziłam się następnego dnia, nie było już skrzydlatych postaci, nie było także mojej ukochanej babci. Obok mojego łóżka, siedziała ciotka, a obok niej stała pielęgniarka, która wcześniej przekazała mi wiadomość, która mną wstrząsnęła. Kiedy zobaczyła, że się ocknęłam, pogłaskała mnie po głowie.
-Będzie dobrze Kochanie, zabierzemy Cię do domu.
Zebrało mi się na wymioty, nienawidziłam jej w tym momencie jeszcze bardziej, chciałam wstać i ją po prostu uderzyć. Uśmiechała się do mnie, widać było satysfakcje na jej twarzy. Nie umknęło to uwadze pielęgniarki, wyprosiła ją z sali tłumacząc badaniami, byłam wdzięczna kobiecie.
Kiedy ciotka wyszła, uważnie przyjrzałam się czarnowłosej, była ładna, szczupła z tatuażem na przedramieniu przedstawiający skrzydło, białe skrzydło anioła, miałam wrażenie, że od rysunku bije złota poświata. Odpinała mi właśnie kroplówkę, chwilę później mierzyła temperaturę, a ja ciągle przyglądałam się tatuażowi, kiedy to zauważyła spojrzała na mnie.
-I Ty będziesz taki miała, nie jesteś wariatką mała, jesteś taka jak ja, wyciągniemy Cię stamtąd, przejdziesz piekło, ale nie bój się, w końcu nadejdzie niebo.
Wyszła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć podążyła w kierunku drzwi mijając się z doktorem, który ziewając spojrzał na papiery, które trzymał w dłoni, za nim stała już ciotka.
- Pani siostrzenica może wyjść, żadnych urazów nie zauważyłem, może wracać do domu.
- Dziękuję panie doktorze. -odpowiedziała ciotka, po czym doktor wyszedł.
Jej wyraz twarzy natychmiast się zmienił, szarpnęła moje ramię i palcem wskazała drzwi.
 Wyszłam pierwsza ze szpitala, zaraz za mną ta kobieta, podeszła do samochodu i zanim wsiadłyśmy warknęła
- Już Cię babcia nie obroni wylądujesz w domu dla świrów tak samo jak Twoja przeklęta matka.
Wsiadła za kierownicą, ja zaś zajęłam miejsce pasażera z  tyłu.
 Bałam się tej kobiety to prawda, miałam wielką gulę w gardle, ale postanowiłam sobie, że nigdy już nie będę płakać przez tą wiedźmę. Boże jak ja jej nienawidziłam. Jak teraz będzie wyglądać moje życie? Kiedy mnie oddadzą do psychiatryka? Może już jutro tam trafię? A jeśli chcą się najpierw poznęcać nade mną psychicznie bym wyglądała na obłąkaną? A jeżeliby udało mi się stamtąd uciec? Dokąd pójdę, jak będę żyła? Przecież nie oszalałam do cholery!
  Pogrążając się w coraz to czarniejszych myślach i scenariuszach nie zorientowałam się, że już dojeżdżamy do domu. Powoli wyszłam z samochodu, wszystko wokół mnie wirowało, czułam się fatalnie. Tęskniłam za babcią, powędrowałam do jej pokoju, od razu dopadł mnie znajomy zapach babcinych perfum, rzuciłam się na łózko i załkałam. Nie wiem ile tak leżałam, chyba zasnęłam, śniła mi się babcia, a może to nie był sen.. Znów była w postaci tej młodej kobiety, wyglądała inaczej, a zarazem tak znajomo. Towarzyszyło jej dwóch pięknych młodzieńców z blond włosami do ramion i złoto-niebieskimi oczami. "Nigdy nie pozwól sobie wmówić, że zwariowałaś, Kochanie. Niedługo się spotkamy. Nie bój się, nie umrzesz. Musisz najpierw przeżyć swoje piekło, jak każdy z nas. Jeśli przetrwasz spotkamy się. Kocham Cię wnuczko." Usłyszałam, a potem zniknęła, mężczyźni też. Znowu zostałam sama, ale już się tak nie bałam, wiedziałam, że babcia nade mną czuwa, ona nie zostawiłaby mnie. Nigdy. Wstałam powoli z łózka, ledwo utrzymując się na nogach podeszłam do szafy, wyjęłam ulubiony szalik babci, założyłam go i uciekłam do swojego pokoju. Tam zasnęłam na dobre.
  Nazajutrz obudziła mnie ciotka dosłownie zrywając mnie z łóżka.
- Dzisiaj trafisz tam gdzie idealnie pasujesz. Ubieraj się, czekam w samochodzie.
Nie było odwrotu, wiedziałam, że prędzej czy później tam trafię, nie wiedziałam, że tak szybko, miałam nadzieję, że poczekają przynajmniej do pogrzebu babci, cóż, ciotka nawet moich więzi z babcią nie umiała poszanować. Ubrałam się, rozejrzałam po pokoju, cóż.. gorzej jak tu nie będzie. Spakowałam kilka rzeczy do plecaka i wyszłam na dwór, wuj popatrzył na mnie z odrazą, widać było, że cieszy się z tego iż wyjeżdżam, może ja też powinnam zacząć się z tego cieszyć? Tam będą ludzie, którzy być może będą w stanie mi pomóc.
                                                                   

***
I stało się, wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zamkniętym. Miałam tam pozostać tak długo, aż lekarze stwierdzą u mnie, że jestem w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie i nie stwarzam zagrożenia. Nie wiem co ciotka im powiedziała, ale mogę stwierdzić, że nie wypuszczą mnie szybko. Cały czas byłam naćpana silnymi lekami uspokajającymi co przyczyniło się do zaniknięcia mojego daru. Jedyne co sprawiało mi radość w tym okropnym miejscu była fakt iż ta sama piękna czarnowłosa pielęgniarka z wytatuowanym skrzydłem na przedramieniu pracowała tu i była przydzielona jako moja opiekunka. Owa kobieta mogła mieć co najwyżej 24 lata, zawsze uśmiechnięta i pozytywnie do mnie nastawiona - jako jedyna z całego personelu. Uwielbiałam ją.
- Wiesz Mała, spędzamy ze sobą tyle czasu, a ja nadal nie znam Twojego imienia-mówiąc to zaśmiała się uroczo - ani słowem się jeszcze nie odezwałaś, nie zdziwiłabym się gdybyś była niema. Jak masz na imię, Skarbie?
- Angeles - wyszeptałam.
- Ślicznie, ja mam na imię Blanca. Miło mi Cię poznać, Aniołku.
Podała mi swoją dłoń, lekko ją uścisnęłam, a po moim ciele przeszły dreszcze. Jej skóra w dotyku przypominała jedwab, była tak delikatna i... taka ciepła. Wtedy pierwszy raz spojrzałam jej w oczy, były koloru miodu, takie serdeczne, widać było w nich dobro, ale i smutek. Od dzisiaj mogłam nie robić nic innego tylko dotykać jej skóry i patrzeć w te cudowne oczy. Nie rozumiałam tego, ale też nie musiałam, Wiedziałam jedno - jeśli ta kobieta ma spędzać ze mną czas mogę już stąd nie wychodzić. Po raz pierwszy od śmierci babci poczułam się szczęśliwa.
  Blanca przychodziła codziennie, przebywała ze mną od rana do wieczora. opowiadała o sobie, o swoich planach, żartowała, śmiała się, nigdy nie była do czegoś negatywnie nastawiona. Sprawiała wrażenie wiecznie uśmiechniętej dziewczynki. Lubiłam to w niej, jej towarzystwo odpowiadało mi również dlatego, że była nadzwyczajną gadułą, nie oczekiwała ode mnie wdawania się w rozmowy z nią, po prostu mówiła i była zadowolona ze zwykłego słuchania, a ja chciałam słuchać jej pięknego melodyjnego głosu.
 Pewnego dnia, jak zwykle przyszła do mnie, lecz nie odezwała się ani słowem. Po prostu siadła obok mnie, podparła brodę o kolana i przez dłuższy czas wpatrywała się we mnie. W jej złotych oczach widać było niepokój, jakiś smutek. Chciałam ją przytulić, ale nie byłam w stanie się ruszyć, jej oczy mnie zahipnotyzowały. Ocknęłam się dopiero wtedy gdy jej ręka dotknęła mojego policzka.
- Angeles, ja.. chyba - odezwała się po raz pierwszy i przybliżyła swoją twarz do mojej - wybacz.
Pocałowała mnie. To był mój pierwszy pocałunek, nie wiedziałam jak się zachować, więc nie odwzajemniłam go, ale nie odepchnęłam jej. Tak bardzo chciałam by nie przestawała Jej usta były takie miękkie, słodkie, jej ciało pachniało tak cudownie. Czułam się szczęśliwa. Chyba zakochałam się w tej młodej pielęgniarce, a zdawało mi się, że i ona odwzajemniła moje uczucia. Przerwała. Spojrzała na mnie, a jej oczy były pełne smutku. Serce mi się krajało gdy widziałam ją w tym stanie, zawsze uśmiechnięta, radosna, a dzisiaj taka smutna.
- Przepraszam Cię.
 Wyszła z sali, nie miałam szansy zareagować, nawet nie widziałam kiedy zniknęła. cdn.

___
Em wena. Tak, natchnęło mnie.
Ciąg dalszy nastąpi.